Znajomi czasami pytają jak znajdujemy te wszystkie piękne miejsca na świecie. Jest wiele odpowiedzi. Ale podam ostatni przykład. Linia lotnicza otwiera nowy kierunek z jedna przesiadka i to dwugodzinna czyli super wygodnie. I to jest właśnie doskonały moment żeby jak najszybciej wsiąść w samolot.

Lubię Wietnam, wiec spodziewałam się ze będzie fajnie. Ale od pierwszego razu zachwyciłam się Danangiem. Nie jest to Sagon ani Hanoi. Średnie miasto w zupełnie rozbudowie. Maja kilka hoteli odpowiednich da grup incentive, mnóstwo idealnych restauracji, genialne kluby nocne czynne codziennie:-) Mają most w kształcie smoka, który czasami zieje ogniem i wodą. Mają tez dwa pola golfowe Grega Normana i Montgomery.

I mają historie. Mają dusze.

Zaledwie kilkadziesiąt minut od plaży jest miasteczko HoiAn. Właściwie jedna ulica, mały japoński most, rzeka która można popłynąć stateczkiem. W dzień można pospacerować i zrobić zakupy, napić się kawy w kolonialnej atmosferze. Wieczorem po rzece pływa tysiące kolorowych latarenek. A pomiędzy nimi dwuosobowe łódeczki. Księżyc swieci, tysiące światełek w zupełnej ciemności na wodzie. Czy może być coś bardziej romantycznego?  Może jeszcze historia o miejscowym bogu mieszkającym niedaleko w górach. Lokalni mieszkańcy bardzo chcieli przejść przez te góry bo słyszeli ze po drugiej stronie jest już raj. Wspinali się na te zbocza, było ciężko bo góry wielkie. Większość z nich spadała i zabijała się. Strasznie płakali i krzyczeli z bólu. Boga w końcu rozbolała głowa i nie mógł już tego znieść. Wyjął żebro i przerzucił przez przełęcz. W ten sposób (w zeszłym roku) w Bana Hills powstał Golden Bridge. Kamienny most z rękami i żebrem boga. Idzie się przez niego ponad pięknymi zalesionymi dolinami w tle francuskiej muzyki. Tak sobie to chyba bóg wymyślił:-) ale ale. Po drugiej stronie mostu czeka raj …. francuska wioska z zamkiem, katedra Notre Damę, Moulin Rouge i całym disnaylandem:-))))) może kicz ale koniecznie trzeba zobaczyć:-))) I last but not least. Hue.Dawna siedziba królów wietnamskich. Ostatni z nich (nr 13) w 1946 roku zrezygnował ze swojej pozycji. Ogłosił ze jest zwykłym obywatelem i pare lat później wyjechał do Francji, gdzie podobno otworzył restauracje. Purpurowe miasto królewskie otoczone jest cytadelą. Niestety Amerykanie w 1965 roku zbombardowali je, ale na szczęście niedokładnie. Wietnamczycy w ostatnim czasie starają się z pomocą UNESCO odtworzyć zabudowania. Bałam się ze zastane tylko ruiny. Ale jest co oglądać. Pięknie to wszystko wyglada z ukrytymi ogrodami, teatrem, biblioteką i salą tronową. Nie zostało nic miasteczka dla żon i konkubin z jednej strony i miasteczka dla mandarynów czyli arystokracji wojskowej z drugiej strony siedziby króla.Swoją droga muszę doczytać. Niektórzy. Królów mieli po kilkadziesiąt żon. Jeden miał podobno 100 żon i 500 dzieci. Na takim dworze musiało się dziać!:-) Jak już mamy miasto królów to musi być i cmentarz. A wiadomo ze król byle gdzie nie zamieszka po śmierci. Najciekawsze są dwa groby a właściwie kompleksy. Mój ulubiony to Romantyczny Ogród czwartego króla. Nazwał go Forever Home i był jego letnia rezydencją. Przepiękne miejsce. Ma tez swój polski akcent. Jeden z budynków jest odnowiony przy pomocy Polaków. I jest naprawdę piękny. Na koniec chińska pagoda do której możemy popłynąć łodzią z twarzą smoka.Siódemka to szczęśliwa liczba, wiec pagoda ma siedem pięter. Zaraz przy wejściu stoi stary dzwon, którego głos niósł się po Pachnącej Rzece aż do samego Hue. A rzeka pachnie cynamonem z pobliskich gór. W środku szczęśliwy grubiutki Budda. Świątynia poświęcona jest dla wszystkich modlących się o zdrowie, szczęście w biznesie i bogactwo. Warto jechać do Hue dwie godziny z Danang? Sami sobie odpowiedzcie:-)

Flower Travel Incentive nadchodzi z grupa 150 osób juz marcu 2019. Będzie się działo:-)

 

Flower Travel Incentive

Comments are closed.

Language